wtorek, 8 stycznia 2019

NASZA ADOPCJA - kolejne 3 lata (2016-2018)



UWAGA: Post w blogu Adopcja niespełniona adopcjanie.blogspot.com należy traktować jako część 3 historii przy założeniu, że część 1 zawarta jest w książce, zaś część 2 to poprzedni post o tytule: Nasza adopcja – kolejne 2 lata (2014-2015).



Wprowadzone ograniczenia domowe, takie jak: dostęp tylko do swego pokoju, toalety, kuchni oraz ograniczenie zasobów żywnościowych, a także nieustanne nagabywania o zmianę jej postępowania, poskutkowało tym, że pewnego dnia Ewa opuściła dom i zaczęła pomieszkiwać w różnych miejscach. A to kątem u kogoś, gdzie miała zajmować się dzieckiem, to znowu u koleżanki wychowywanej przez babcię, a potem w jakimś mieszkaniu blokowym, gdzie zacieśniła kontakty z przestępczym środowiskiem cygańskim.  Ta „kuta na cztery nogi” banda cwaniaków, wyspecjalizowana w różnego rodzaju oszustwach dostrzegła w niej idealny obiekt do wykorzystania w swojej działalności przestępczej. Zastanawiająca rzecz, że przydzielony jej ówczesny kurator nie wykazywał większego zainteresowania jej nadzorem.
W tym czasie została przez szajkę tak zindoktrynowana, że przejęła cygański sposób bycia  i życia, zaczęła nosić się po cygańsku, a nawet bezkrytycznie wierzyć, że jej biologiczny ojciec miał pochodzenie cygańskie, co wykluczyły zainicjowane przez nas badania genetyczne przeprowadzone wiele lat wcześniej - niedługo po adopcji. Temat rzekomego cygańskiego ojca, to dość ciekawa kwestia, gdyż może się wiązać  ze zjawiskiem Telegonii.
.
Czym jest owa Telegonia ?
(Wg Wikipedii) – to teoria dziedziczenia, zgodnie z którą samce mogą wpływać nie tylko na cechy swojego genetycznego potomstwa, lecz także na cechy kolejnych potomków tej samej samicy pochodzących od innych samców.
(Wg. portalu „Moskwa – Trzeci Rzym”) – jak twierdzi dr nauk medycznych Kazarinow, podstawą tego zjawiska jest absorpcja przez drogi płciowo-rodne kobiety materiału genetycznego nasienia pierwszego mężczyzny, co prowadzi do zmiany jej dziedzicznego aparatu genetycznego. Zmiana ta jest zachowana do końca życia i przekazywana jest potomstwu. Tak więc „program” genetyczny potomków kobiety pisze mężczyzna, z którym miała ona pierwszy kontakt seksualny.                                                                                                       
Z kolei inny rosyjski naukowiec Gariajew ustalił, że cząsteczki DNA, a także komórki biologiczne są w stanie wysyłać i odbierać informację falową. W 1985 roku zaobserwowano nieznane dotychczas zjawisko. Stwierdzono, że po usunięciu ze spektrometru spermy DNA, jej fantom przechowuje się jeszcze przez 40 dni !  W żywym organizmie możliwe jest dożywotnie jego istnienie i wpływ na dziedziczność przyszłych potomków. Jest to oczywista pochodna, nadal wprawiającego naukowców w osłupienie, zjawiska splątania cząstek elementarnych znanego z fizyki kwantowej.

„Zniknięcie” córki z domu zbiegło się szczęśliwie z czasem, kiedy na dobre rozpoczął się proces walki z rakiem żony (operacje, chemia, naświetlania, terapie regenerujące organizm). Od tej pory informacje o niej docierały okazjonalnie.
Okres ten pozwolił na złapanie dystansu i zrozumienie jednej podstawowej kwestii: Koniec ze stresem z Jej powodu !
Odpuściliśmy sobie troski o nią na czas leczenia całkowicie.  Tak minęły około 2 lata. Czas ten pozwolił ochłonąć i wypracować nowe spojrzenie na rzeczywistość.
W połowie  2017 roku zawitali do nas policjanci śledczy. Okazało się, że Ewa jest wplątana w aferę wyłudzania pieniędzy „na wnuczka”. Obszar działania grupy był szeroki, toteż dochodzenie ciągnęło się do 2018 roku. W tym czasie, gdzieś pod koniec 2016 roku, zaszła w ciążę z owym cyganem - ”miłością jej życia” i jednym z głównych uczestników szajki.  Tenże próbował najpierw pozbawić ją ciąży, a potem „upchnąć” gdzieś w odległych rodzinach cygańskich.
W końcu, pewnego dnia, zadzwoniła do nas z jakiegoś mieszkania w naszej miejscowości z prośbą o pomoc. Żonie udało się zaaranżować sytuację, że wyjdzie niepostrzeżenie, gdy pilnująca ją para cygańska oddali się gdzieś. Tym sposobem udało się ją przechwycić i wywieźć do umówionego na prędce Domu Samotnej Matki (DSM) prowadzonego przez Siostry Zakonne.
Niestety jej uzależnienie od ojca dziecka było na tyle duże, że wkrótce nawiązała z nim kontakt. Tenże próbował ją stamtąd uprowadzić, ale bezskutecznie. Wkrótce nastąpił poród i tylko chwilowe uspokojenie sytuacji, gdyż jak na zawołanie w DSM pojawiła się jej znajoma, o podobnych zaburzeniach, w zaawansowanej ciąży. Zgodnie z powiedzeniem: „swój swojego zawsze znajdzie”, szybko się skumały, a tym samym upadło przedsięwzięcie Sióstr, aby Ewa skończyła niedokończoną zawodówkę. Niebawem została namówiona przez tamtą, aby „opuścić to głupie miejsce, gdzie bez przerwy coś od ciebie chcą i nic nie wolno”.
Tak też się stało, wyjechała ze swoją znajomą i zamieszkała „kątem” u niej wraz z maleńkim dzieckiem.  Tam nabyła nowych doświadczeń, m.in. jak korzystać z zasiłków opieki społecznej. Jednak wkrótce nastała zima i okazało się, że w domu nie ma na opał, warunki są fatalne, ojciec alkoholik stwarza trudne sytuacje, a znajoma obraca się w podejrzanych towarzystwach ćpunów, zaś opieka chce jej odebrać niemowlę.
Ponownie nawiązała z nami kontakt o pomoc  Żonie udało się wynegocjować jej powrót do DSM na początku 2018 r. Jednocześnie policja rozpracowała szajkę, rozpoczęto aresztowania, a końcem wiosny zapadły wyroki. Szczęśliwie, aresztowania zdołała uniknąć dzięki poręczeniu z DSM.
Ponowne umieszczenie Ewy w DSM było zbawiennym posunięciem. Tam jej dziecko zostało ochrzczone, tam też „zmiękła”, gdy dotarło do niej że jest pospolitym przestępcą i pójdzie „siedzieć”, tam też otrzymała elementarne przeformowanie jej psychiki i pomoc prawną. Oczywiście nie należy się łudzić, że nagle zmienił się jej charakter i mentalność, ale to było już coś. Zapadły wyroki, dostała kilka lat.
Skutkiem pracy Sióstr nad nią było pojawienie się żalu za zło, które wyrządziła innym w tym i nam – rodzicom, który jakby zaczął zastępować myślenie typu „kradłam, bo dawało mi to frajdę, było bardzo podniecające i z pewnością wkurzało starych”.  Duży wpływ na nią wywarło urodzenie się dziecka, na które zaczęła przelewać tę ukrytą gdzieś głęboko miłość i ono też stało się jej główną podporą.

Niebawem ustalono termin odsiadki i po połowie roku znalazła się w ZK dla matek z  dzieckiem. Pierwsze miesiące pozbawienia wolności przyniosły kolejne przemyślenia wyrażane w listach do nas. Psycholog z ZK deklaruje pracę nad nią, jako że jej skłonności genetyczne dają znać o sobie przez np. pociąg do tzw. mocnych mężczyzn z ZK.
Jaki będzie przebieg odsiadki i co po zakończeniu kary, czy zmiany w psychice i przemyślenia będą trwałe, czy skończą się jak chwilowe przebłyski normalności z wcześniejszych okresów - zobaczymy.
Nie przyjmujemy bezkrytycznie jej przeprosin i kajania się. Wiemy, że może się to okazać nieprawdziwe. Czas pokaże czy naprawdę będzie chciała poprawy i zapoczątkowane zmiany będą trwałe oraz czy mocne przeżycia rzeczywiście są w stanie zmodyfikować jej model postrzegania świata zakodowany we wczesnym dzieciństwie. W tej chwili nadal  wykluczamy wspólne zamieszkanie w przyszłości, choć jeżeli będzie starała się godnie żyć – będziemy jej pomagać.

Jako ciekawostkę dodam, że znana skądinąd, kwestia wpływu przeżyć na zmianę utrwalonych zachowań została udowodniona w ostatnich latach, a wiąże się to ze zjawiskiem genetycznej ekspresji.
Otóż, okazuje się, że geny człowieka nie są wcale zbiorem stałych, powielanych z pokolenia na pokolenie informacji jak to jeszcze do niedawna sądzono, tylko ulegają nieustannym błyskawicznym modyfikacjom zależnym od rozmaitych wpływów - począwszy od okresu prenatalnego, aż do śmierci.
Wpływy te, to nie tylko te znane nam, ujęte w syndromy FAS i RAD, ale i właśnie - elementy wychowania oraz urazy psychiczne, prześladowania szkolne, a później doznania w pracy, a także coraz bardziej dziś popularne coachingi czyli treningi osobowości. W każdym z tych wpływów niebagatelne znaczenie ma agresja słowna.
Każde z tych przeżyć może powodować uaktywnienie lub uśpienie określonych genów, które zapoczątkują lub wygaszą określone zachowania lub skłonności.
Co ciekawe, te nabyte w ten sposób zmiany w genach, są przekazywane dalej z pokolenia na pokolenie, a ekspresja zmian zależy od siły bodźców, które na nie wpłynęły. Dlatego tak trudno wywołać pozytywne zmiany u dzieci adoptowanych, ale i wielu innych zmuszonych do zmagania się ze światem.


Podsumowując, chciałbym na podstawie naszej historii, wysnuć pewną myśl moralizatorską dla tych, którzy stają przed wyborem: adoptować czy nie adoptować. Otóż, Opatrzność Boża nieustannie  podsuwa nam rozmaite wskazówki i propozycje, które możemy przyjąć lub nie - z uwagi na wolną wolę każdego z nas. Ważne abyśmy nauczyli się je odczytywać. Jedną z takich propozycji może okazać się właśnie adopcja dziecka wynikająca z sytuacji. Możemy ją przyjąć lub odrzucić nie czując się na siłach podołać przyszłym problemom.
Ale jeżeli mamy ją przyjąć, to musimy wiedzieć, co przyjmujemy, z czym mamy się mierzyć i jak to robić. Wtedy będzie łatwiej i wam i dziecku, a jeżeli do tego będziecie przekonani, że świadomie przyjęliście od Opatrzności tę propozycję drogi życiowej, to i łatwiej będzie zwracać się z przekonaniem do Niej o natchnienie w trudnych momentach, które nie będą już dla was całkowitym zaskoczeniem.

Człowiek z własnej woli wybiera jedną z dróg proponowanych przez Boga lub jak chcą niektórzy - przez los, chociaż losowość nie ma tu nic do rzeczy. Każda z tychże dróg usiana jest rozmaitymi niespodziankami – testami. Może czasami lepiej wybrać tę, która wydaje się trudna, ale została częściowo odkryta i orientujemy się na jakie przewidywane przeszkody natrafimy.

Pomocą w rozstrzygnięciu tej kwestii służyć mają w zamyśle - moja książka i kontynuujący temat blog: Adopcja niespełniona adopcjanie.blogspot.com

Kazimierz Flak

16 komentarzy:

  1. Witam, po raz drugi wyszłam za mąż i niestety nie możliwe jest posiadanie własnego dziecka .Postanowiłam o adopcji oraz poszerzyć wiedzę na ten temat i trafiłam na Pana książkę i blog. Jestem przerażona czy damy radę .Wiem ,e nie można wszystkie dzieci wrzucić do jednego worka , ale jak uniknąć problemów , czy można mówić o uniknięciu , sporo też się dowiedziałam o FAS .Pierwszy mąż był adoptowany w wieku 5 lat i pewne zachowania pasują do opisywanych . Podejrzewam , że w latach , których został adoptowany nie mówiło się o FAS czy innych chorobach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z reguły to kobiety dążą, aby za wszelką cenę mieć dziecko i zaspokoić narastający głód macierzyństwa, choć nie zawsze tak musi być. Tak jednak było w naszym przypadku.
      Proszę się nie spieszyć z decyzją o adopcji i nie myśleć, na podstawie zdobytych już niepokojących informacji, „a co to będzie potem”.
      Może niektórym nie spodoba się to co teraz napiszę, ale do adopcji trzeba podejść jak do kupna nowego samochodu. Cierpliwie analizować oferty, porównywać parametry, rozpoznać i sprawdzić miejsce i datę produkcji, nie gorączkować się i … cierpliwie oczekiwać subtelnej podpowiedzi Opatrzności, np. niespodziewanego zbiegu okoliczności.
      Jak wiadomo, na adopcję przychodzi pora, gdy zostały wykorzystane dostępne możliwości pozyskania naturalnego potomka. Dziecko powinno być adoptowane jak najwcześniej. Proszę pamiętać, że kluczowy okres dla rozwoju dziecka to: 0 - 5 lat i ten w swojej jak najdłuższej części musi należeć do rodziców adopcyjnych.
      Trochę więcej o wpływie wczesnych okresów rozwojowych napiszę w poście, który zamieszczę najprawdopodobniej w przyszłym miesiącu.
      Najlepiej gdyby udało się trafić na dziecko od kobiety z dobrego środowiska, która niefortunnie zaszła w ciążę, a warunki środowiskowe nie sprzyjają możliwości jego wychowywania. W ostateczności dziecko z Domu Dziecka, ale po zdobyciu jak największej ilości informacji o rodzicach biologicznych, warunkach ciąży i wczesnego dzieciństwa. W Domach Dziecka nie należy spoufalać się zbytnio z dziećmi, choć jest to trudne bo niemal wszystkie młodsze instynktownie lgną do potencjalnego źródła miłości. Spoufalenie może wywołać uczucie naturalnej litości, a to może prowadzić do zgubnych decyzji.
      Tak więc szukajcie cierpliwie, a znajdziecie.
      Jeśli dziecko ma być kluczem do trwałości Waszego związku, to można popróbować być najpierw rodziną zastępczą. Miłość otwarta, nie wynikająca z chęci posiadania dziecka na własność, takiego „zaklepanego tylko dla nas”, może być odkrywcza.

      Kazimierz Flak

      Usuń
    2. Dopowiem to czego nie powiedziałam , a niektóre słowa nieco mnie dotykają .Z pierwszym mężem rozmawialiśmy o adopcji , niestety życie napisało inny scenariusz ,mając 42 lata wyszłam drugi raz za mąż . Czy zastanawiał się Pan nad tym co czuje kobieta kiedy po raz drugi dowiaduje się że bycie matką jest nie możliwe , bo w tym wieku to na inne sposoby powiększenia rodziny nie mam szans . U lekarza zamiast słów wsparcia usłyszałam , że muszę zmienić narzeczonego ( wówczas)jak chcę mieć dziecko .


      Usuń
    3. Nie znam Pani sytuacji i jeśli czymś Panią dotknąłem w mojej wypowiedzi, to przepraszam. Starałem się udzielić Pani istotnych wskazówek na temat istniejących zagrożeń. Co Pani zrobi, to już Pani rzecz. Życzę powodzenia i szczęścia w adopcji !

      Kazimierz Flak

      Usuń
    4. Dziękuję za udzielone wskazówki ,ma Pan rację nie zna mnie .Nie każde małżeństwa rozpadają się przez brak dzieci. Do każdej poważnej decyzji staram się przygotować odpowiedzialnie , nawet do adopcji psa lub kota . Od kilku tygodni śledzę portale na ten temat zbieram tytuły książek do przeczytania . Czy Pan nigdy nie miał wątpliwości , żadna informacja nie przeraziła , nie zastanawiał się jak to będzie ? A jednak adoptował . W normalnych rodzinach też zdarzają się takie dzieci jak u Pana .Wiem coś o tym . Będę śledzić Pana bloga by dowiedzieć się rzeczy , których w książkach nie przeczytam .Pozdrawiam.

      Usuń
    5. Czy nie miałem wątpliwości ? Miałem i to wielkie, bo już wtedy wiedzieliśmy z żoną o wpływie genów, które jak się okazuje w świetle najnowszych odkryć nie są bezpośrednim powodem problemów. Największym szokiem były objawy, które pojawiły się - właściwie z zaskoczenia. Gdybyśmy, żona czy ja, mieli tę wiedzę, którą posiadamy dzisiaj, nie miotalibyśmy się jak ryba w sieci. Dlatego uważam, że należy wiedzieć jak najwięcej o temacie możliwych zaburzeń u dziecka, radzenia sobie z nimi i świadomie podjąć decyzję, ale już bez obaw. Jeżeli jednak obawy są, to należy się wstrzymać, aż do nabrania pewności, że sobie poradzimy z tym o czym już wiemy. To prawda, że jest mnóstwo dzieci z podobnymi zaburzeniami, z tzw. normalnych rodzin, ale to świadczy tylko o tym, że ich dzieciństwo, a zwłaszcza wczesne było wypaczone. Tacy ludzie, gdy dorosną cierpią na, że użyję tego eufemizmu, zaburzenia osobowości i często mają do czynienia z prawem.

      Kazimierz Flak

      Usuń
  2. Straszne, wręcz szkodliwe. Subiektywna opowieść "ojca" który nie podoła. Jak można budować więź z dzieckiem przez lanie go pasem? Jak? Autorytet w dziedzinie wychowania dla Pana to ksiądz? Zastanawiam się dlaczego to ktoś opublikował... Nic pozytywnego o dzieciach. O córce, ktora była mniej problematyczne ledwie wzmianka. Współczuję. Współczuję corkom.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowna Pani Katarzyno, to ja współczuję, że nie rozumie Pani problemu i na tym niezrozumieniu buduje fałszywe opinie.
      Bolg jest dla potencjalnych rodziców adopcyjnych, którzy podejmując decyzję o adopcji kładą na szalę całe swoje dalsze życie i trzeba dysponować otwartym umysłem, aby to zrozumieć.
      Kara cielesna, nad którą Pani tak ubolewa, jest przykładem jednego ze środków, który może być zastosowany w skrajnych sytuacjach przez zrozpaczonych rodziców adopcyjnych pozostawionych własnemu losowi.
      Przeszkadzają Pani księża ? Może wolałaby Pani, aby dzieci były indoktrynowane przez propagatorów LGTB ? Sadzę, że jest Pani zindoktrynowana przez media gotowe zohydzić najbardziej pozytywną działalność dla taniej sensacji i zysku.
      Co gorsza, zdarzają się psycholożki z podobnymi -jak Pani- zapatrywaniami, które robią rodzicom adopcyjnym „pod górkę” i przyczyniają się do późniejszych kryzysów i katastrof rodzinnych.
      Znam takich – straszni ludzie !!!
      I na tym zakończę odpowiedź do tego, nie wnoszącego nic konstruktywnego, komentarza.

      Kazimierz Flak

      Usuń
  3. Nie zamierzalam odpowiadać, ale nie mogę przejść obojętnie... Przemoc wobec dzieci powinna być ścigania z urzędu. Nie rozumiem jak można chcieć budować więź z dzieckiem z RAD przez przemoc. Straszne... Jestem mamą... Różne rzeczy zdarzały się w naszym rodzinnym życiu, ale nigdy nie przyszło mi do głowy żeby stosować przemoc wobec dziecka. Czy z żoną więź buduje Pan również przez lanie? Gdzie ona w tym wszystkim? Gdzie druga córka, która odnosi sukcesy? Jedno zdanie w książce? To była Pana terapia? Opisać same negatywy? Być może... Być może trzeba zastanowić się nad własną postawa, emocjami... Ja nie atakuje, dalego mi do tego ... Ale czy zastanowił się Pan jak potoczyłoby się życie córki, gdyby to Pan poczynil kroki ku zmianie? Co do księży to absolutnie mnie to nie uwiera, ale równie dobrze może Pan mówić o pomocy u murarza, który ma wykształcenie pedagogiczne. LGBT? Cóż... Brak tolerancji, skostnialosc, zatwardzialosc w przekonaniach... A gdyby córka była w tym LGBT? To co? Tdzeba to zmienić? Wina biologicznych rodziców? Panie Kazimierzu życzę szerszego spojrzenia, większego zrozumienia otaczającego świata... Szkoda dzieci...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szanowna pani Katarzyno, ma Pani rację, że używanie fizycznej dyscypliny nie jest wskazane, ale jak chyba Pani zauważyła podałem przykład, że zdesperowani rodzice próbują wszelkich metod, które mogą zaradzić przerastającym ich sytuacjom. Pani demonizuje ten element wychowawczy podnosząc go do rozmiaru patologii, rzeczywiście obecnej, ale w pewnych środowiskach marginesu społecznego.
      Sugeruję, aby adoptowała Pani np. dwójkę dzieci z zaburzeniami, powiedzmy, przywiązania i przeżyła niewysłowione doznania wychowawcze, zwłaszcza podczas ich wieku dorastania i potem. Wtedy Pani głos w tej kwestii będzie miał większą wartość, niż tylko emocjonalną.
      Pyta Pani, co bym zrobił, gdyby moja córka była z kręgu LGTB ? Nic bym nie zrobił, choć byłby to da mnie duży cios. Wszelkie działania w momencie ujawnienia się takich skłonności, są już nieskuteczne. Zmianę może wywołać tylko wydarzenie na miarę cudu. Skąd się takie skłonności biorą opiszę w najbliższym poście.
      Co do księży – Szanowna Pani – są to kapani Kościoła Katolickiego (KK), który z założenia promuje wartości pozytywne, a wielu z nich zaangażowanych jest w dzieła pomocowe i wychowawcze odnosząc niekwestionowane sukcesy. Pani wypaczony obraz kapłanów oparty jest, jak sadzę, na doniesienia dotyczących np. pedofilii, która jest pewnym marginalnym zjawiskiem rozdmuchanym prze libertyńskie media – te same, które promują LGTB.
      Z drugiej strony, rzeczywiście, można odnieść wrażenie, że dzisiejszy KK stał się pewnego rodzaju skostniałym przedsiębiorstwem – maszyną finansową, w którym nawet zarządzanie zasobami ludzkimi (kapłańskimi), wygląda tak jak w zwykłym zakładzie pracy – wg schematów pozyskanych na szkoleniach. Przez to, wierni odczuwać mogą wyraźne wyobcowanie wielu kapłanów od społeczności Kościoła.
      Proszę sobie to wszystko uświadomić i zmusić umysł do szerszego spojrzenia na rzeczywistość, którego brak mnie Pani zarzuca.

      Kazimierz Flak

      Usuń
  4. Panie Kazimierzu!

    Dziękuję, za napisanie książki i za blog. To wszystko prawda. Wychowanie dwóch chłopców adoptowanych to prawdziwy Sajgon. W wieku dorastania – do sześcianu.

    Pańska książka pozwoliła mi w najtrudniejszym momencie życia zrozumieć, że problemy, z którymi się borykam są standardowymi problemami rodzin adopcyjnych. Nie rozumiem tylko dlaczego się o nich nie mówi. Prowadzi to do nieuzasadnionego krytycyzmu rodzin adopcyjnych, które znajdą się w kryzysie i potrzebują pomocy.

    To nie przypadłości adoptowanych dzieci stanowią największy problem rodzin adopcyjnych. Giga-problemem jest brak świadomości społeczeństwa, a co gorsze brak wiedzy psychologów dotyczący problemów FAS i RAD pochodnych, z którymi zmagają się rodziny adopcyjne.

    Prawdziwym dramatem jest tuszująca sprawę postawa Ośrodków Adopcyjnych, które nie dość, że nie zapewniają obiecanej podczas wstępnych szkoleń, pomocy rodzinom adopcyjnym, to często nie wnoszą właściwej wiedzy do toczących się postępowań. To jest dramat!

    Istnieje ogromna potrzeba wniesienia dużej dawki wiedzy do społeczeństwa, które problemy rodziców adopcyjnych wrzuca do jednego worka z problemami w rodzinach patologicznych klasyfikując je na równi. A to błąd!

    Rodzice adopcyjni – Trzeba mówić!

    W czterech ścianach domów rodzin adopcyjnych dochodzi do zbyt wielu dramatów ludzi, którzy z serce otworzyli na poddawane przez lata wpływowi alkoholu, narkotyków, odrzuceniu i przemocy dzieci. To co otrzymują w zamian, jest często niewiarygodnie przerażające.

    Adopcja jest pięknym procesem i problemy z dziećmi są do ogarnięcia, potrzebne jest tylko niewielkie wsparcie specjalistów rozumiejących temat. Skierowane w odpowiednim czasie, do dzieci lub do rodziców adopcyjnych.

    Do wszystkich, którzy krytykują Pana Kazimierza:
    Adoptujcie dwójkę dzieci i napiszcie coś na jego stronie dopiero, gdy dziecko będzie dorastało. Wtedy będziecie już rozumieli o czym On pisze. A póki, co pozostawcie sobie przestrzeń na przyswojenie odrobiny wiedzy, której ciągle w sieci brakuje.

    P.S.
    Panie Kaźmierzu proszę umieścić adres e-mail do kontaktu poza forum. Ja go nie znalazłem. A wydaje się, że Powinniśmy porozmawiać.

    Pozdrawiam
    K..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za rzeczowy komentarz i podzielenie się spostrzeżeniami.
      Tak jak Pan zauważył, o RAD i FAS psychologowie z OA mówią niewiele i w sposób raczej enigmatyczny. I to jest oczywiste, gdyż przy rzetelnej informacji mało kto zdecydował by się na adopcję, zwłaszcza, że nikt dotychczas nie znalazł remedium na radzenie sobie z problemami wynikającymi z ww. zespołów chorobowych, szczególnie w trakcie wieku dorastania. Społeczeństwo zaś, rzeczywiście nie ma pojęcia o co chodzi i w kwestii informacji bazuje na medialnej paplaninie.
      O problemach rodziców adopcyjnych nikt nie chce mówić, a samych rodziców często dławi w gardle na samo wspomnienie tego tematu.
      Książkę napisałem na gorąco, w wirze dziejących się wydarzeń, dlatego była i jest ona swego rodzaju wstępem do tego co jest kontynuowane na blogu – może nie doskonałym – ale liczy się informacja.
      W książce, a teraz na blogu można szukać porady, dzielić się spostrzeżeniami czy poszukiwać dróg wyjścia z patowej sytuacji. Dlatego z założenia chciałbym, aby dyskusje odbywały się na forum i były dostępne dla wszystkich rodziców adopcyjnych, a może czasem i biologicznych borykających się z podobnymi problemami.
      Co do kontaktu poza forum, proszę zrozumieć i wybaczyć, ale uzgodniłem z żoną, że dopóki nasze sprawy adopcyjne są w toku i „piłka nadal jest w grze”, nie będziemy prowadzić indywidualnych konsultacji i dialogów.
      Sami nadal poszukujemy skutecznego remedium (-ów) na zapanowanie nad konsekwencjami zaburzeń FAS –owych i RAD-owych oraz innych generujących podobne konsekwencje - wrzucanych przez psychiatrów i psychologów do pękatego worka z napisem Zaburzenia Osobowości.
      Część z tych działań została już opisana w postach. Nie odrzucamy technik i praktyk niekonwencjonalnych i tych opluwanych - łącznie z religią i tzw. zabobonami. Ważne jest, aby udało się w jakiś sposób potwierdzić ich skuteczność. To co uda nam się odkryć, zauważyć lub wypraktykować, będę sukcesywnie zamieszczał na blogu w postaci oddzielnych postów lub w odpowiedziach na komentarze.
      Być może, ktoś zna już jakieś skuteczne techniki.
      Zapraszam do podzielenia się.

      Kazimierz Flak

      Usuń
  5. Dzień dobry, moi rodzice wiele lat temu, będąc pod presją mojego zdeterminowanego "chcenia" siostry przyjęli do rodziny zastępczej o rok ode mnie starszą dziewczynkę. Miałam wówczas 6 lat a jednak doskonale pamiętam jej obecność. Na szczęście nie była to pełna adopcja. Poddali się po kilkunastu miesiącach. Po tym doświadczeniu jestem kompletnie odporna na łzawą retorykę towarzyszącą adopcji i zawsze zastanawiam się na ile rodzice adopcyjni są świadomi tego co może nastąpić. Pana głos jest bardzo ważny. Rodzice adopcyjni stają się rodzajem "dawców" pozbawionych praw, przytłoczonych powinnościami i oczekiwaniami, także ze stroni "złotoustych" reprezentantów tzw. opinii publicznej, którzy na ogół nie mają pojęcia o czym mówią. Co do metod niekonwencjonalnych - proszę sprawdzić czy ho'oponopono metodą Mornah Simeone nie byłoby dla Państwa dobrym narzędziem. Pozdrawiam z sympatią

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo Pani dziękuję za ten komentarz stanowiący dla nas wsparcie na drodze zmagań z problemem, nad którym pracujemy i któremu muszą podołać inni rodzice adopcyjni.
      Dziękuję też za propozycję wypróbowania hawajskiej metody oczyszczająco-harmonizującej ducha i ciało - zwanej Ho'oponopono, a nauczanej przez Mornah Simeone. Z metodą tą nie miałem wcześniej styczności, więc z pewnością się z nią bliżej zapoznam i wykorzystam niektóre z elementów.

      Jeszcze raz dziękuję i pozdrawiam
      Kazimierz Flak

      Usuń
  6. Witam Panie Kazimierzu,

    Razem z mężem przeszliśmy proces adopcyjny i dostaliśmy miesiąc temu kwalifikację z OA na adopcję dziecka w wieku od 4 do 7 lat (ze wzgledu na nasz wiek, ja 41,mąż 43 lata). Biorąc pod uwagę Pana informację jak ważne jest żeby jak najwcześniej adoptować dziecko ze względu na jego rozwoj od 0 do 5 lat i ewentualne "wyprostowanie" pewnych ubytow w jego rozwoju proszę o wskazówki na co powinniśmy zwrócić uwagę przy propozycji dziecka starszego powyżej 5 roku życia. Jakie informację z karty dzieca powinny nas zaniepikoic i dac nam do myślenia przed podjeciem ostatecznej decyzji adopcji.

    Nadmienię że mąż jako pierwszą z lektur dot.adopcji przeczytał Pana książę i śledzi Pana blog (ja również) i potwierdzam że Pana głos jest bardzo ważny w procesie świadomej adopcji. Zgadzam się też, jako kobieta, z Pana zdaniem że kobiety często "ślepo" dążą za wszelka cenę do zaspokojenia pragnienia posiadania dziecka nie patrząc perspektywicznie i swiadomie na zagadnienie adopcji. Trzeba mieć świadomość co niesie ze sobą adopcja.

    Pozdrawiam, Paulina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż mogę Wam doradzić ?
      Musicie do tego podejść jak inwestor do rozlokowania swoich oszczędności czy kapitału na czas kryzysu.
      A więc, należy:
      - posiąść jak najszerszą wiedzę o sposobach wychowywania dzieci w odpowiednich przedziałach wiekowych (błędy popełniane tutaj szczególnie dają o sobie znać w przypadku dzieci z tzw. grupy ryzyka); w ostatnich latach ukazało się sporo ciekawych książek – np. Natalia i Krzysztof Minge „Jak kreatywnie wspierać rozwój dziecka ?”,
      - zyskać informacje o rodzinie dziecka i przejściach dziecka od urodzenia do chwili obecnej (jeśli dziecko ukończyło 5 lat, to podświadomość ma nieodwracalnie zaprogramowaną – pytanie w jaki sposób ?),
      - co do porad szczegółowych, mogę Was tylko ukierunkować, gdyż nie jestem specjalistą, ale myślę, że można:
      * zwrócić uwagę czy dziecko ma górną powiekę naciągniętą od strony nosa jak u rasy żółtej (może to wskazywać np. na FAS),
      * zwrócić uwagę na nietypowe zachowania: kiwania się, błędne oczy, nieutrzymywanie kontaktu wzrokowego, nadpobudliwość, niepanowanie nad sobą, albo np. wyjątkową „mądrość” czy wszystko to co wyda wam się dziwne u dziecka na pierwszy rzut oka, albo co w głębi duszy was niepokoi,
      - jednak obserwacje takie mogą prowadzić czasem do fałszywych wniosków, dlatego doradzam, aby w okresie próbnym, kiedy jeszcze więzi się nie zawiązały i jest czas na odstąpienie od adopcji, pojechać do specjalisty i zdiagnozować dziecko (wtedy takie Wasze obserwacje oraz wiedza o dziecku i jego rodzicach biologicznych mogą pomóc w postawieniu prawidłowej diagnozy i zalecaniach co do sposobu wychowania i postępowania),
      - co do karty dziecka – to trzeba być ostrożnym, gdyż papier wszystko przyjmie,
      - przeanalizować całe przedsięwzięcie rozważając wszystkie możliwe warianty rozwoju sytuacji w przyszłości i czy sobie w każdym z nich dacie radę,
      - podejmować gruntownie przemyślane decyzje (wszak wchodzimy w długi i chyba trudny światowy kryzys ekonomiczny i gospodarczy, który możemy boleśnie odczuć jako kraj źle rządzony i marnie gospodarowany ; w tym czasie kluczem do przetrwania rodziny może być jej stabilność, bezproblemowość i wzajemne zaufanie)
      - ponadto, trzeba mieć świadomość, że życie człowieka, życie całej populacji ludzkiej i całego otaczającego świata funkcjonuje wg algorytmu wynikającego z tzw. Prawa Bożego. Główne elementy tego algorytmu odnoszące się do człowieka to: cechy genetycznie przekazane, programowanie wczesnego dzieciństwa i tzw. Plan Boży, a więc nasze korelacje z całą przyrodą i ponad 6 mld innych stworzeń ludzkich, które przecież też mają swoje dążenia, czegoś chcą, do czegoś dążą z własnej woli lub mimo woli i ich dążenia oddziałują na nasze. Dlatego, jeśli się już zdecydujecie, to kluczowe będzie wyuczenie dziecka umiejętności obrania swojej ścieżki życia i dążenia do wytyczonego celu przy poszanowaniu dążeń innych, czyli stworzenie bariery dla tego co zostało już wpisane w podświadomość dziecka do chwili obecnej. Będzie to możliwe, jeżeli dziecko nie będzie miało silnie negatywnych „programów”, a umysł nie został silnie uszkodzony przez znane uwarunkowania wynikające najczęściej z RAD i FAS.
      Życzę powodzenia i trafnej decyzji - Kazimierz Flak

      Usuń