UWAGA: Post w blogu Adopcja niespełniona adopcjanie.blogspot.com należy traktować jako część 3 historii przy założeniu, że część 1 zawarta jest w książce, zaś część 2 to poprzedni post o tytule: Nasza adopcja – kolejne 2 lata (2014-2015).
Wprowadzone ograniczenia domowe, takie jak: dostęp tylko
do swego pokoju, toalety, kuchni oraz ograniczenie zasobów żywnościowych, a
także nieustanne nagabywania o zmianę jej postępowania, poskutkowało tym, że pewnego
dnia Ewa opuściła dom i zaczęła pomieszkiwać w różnych miejscach. A to kątem u
kogoś, gdzie miała zajmować się dzieckiem, to znowu u koleżanki wychowywanej
przez babcię, a potem w jakimś mieszkaniu blokowym, gdzie zacieśniła kontakty z
przestępczym środowiskiem cygańskim. Ta „kuta
na cztery nogi” banda cwaniaków, wyspecjalizowana w różnego rodzaju oszustwach
dostrzegła w niej idealny obiekt do wykorzystania w swojej działalności
przestępczej. Zastanawiająca rzecz, że przydzielony jej ówczesny kurator nie wykazywał większego
zainteresowania jej nadzorem.
W tym czasie została przez szajkę tak zindoktrynowana, że
przejęła cygański sposób bycia i życia,
zaczęła nosić się po cygańsku, a nawet bezkrytycznie wierzyć, że jej
biologiczny ojciec miał pochodzenie cygańskie, co wykluczyły zainicjowane przez
nas badania genetyczne przeprowadzone wiele lat wcześniej - niedługo po adopcji.
Temat rzekomego cygańskiego ojca, to dość ciekawa kwestia, gdyż może się wiązać ze zjawiskiem Telegonii.
.
Czym jest owa Telegonia ?
(Wg
Wikipedii) – to teoria dziedziczenia, zgodnie z którą samce mogą
wpływać nie tylko na cechy swojego genetycznego potomstwa, lecz także na cechy
kolejnych potomków tej samej samicy pochodzących od innych samców.
(Wg. portalu „Moskwa
– Trzeci Rzym”) – jak twierdzi
dr nauk medycznych Kazarinow, podstawą tego zjawiska jest absorpcja przez drogi
płciowo-rodne kobiety materiału genetycznego nasienia pierwszego mężczyzny, co
prowadzi do zmiany jej dziedzicznego aparatu genetycznego. Zmiana ta jest
zachowana do końca życia i przekazywana jest potomstwu. Tak więc „program”
genetyczny potomków kobiety pisze mężczyzna, z którym miała ona pierwszy
kontakt seksualny.
Z
kolei inny rosyjski naukowiec Gariajew ustalił, że cząsteczki DNA, a także
komórki biologiczne są w stanie wysyłać i odbierać informację falową. W 1985 roku zaobserwowano
nieznane dotychczas zjawisko. Stwierdzono, że po usunięciu ze spektrometru spermy DNA,
jej fantom przechowuje się jeszcze przez 40 dni ! W żywym organizmie możliwe jest dożywotnie
jego istnienie i wpływ na dziedziczność przyszłych potomków. Jest to oczywista
pochodna, nadal wprawiającego naukowców w osłupienie, zjawiska splątania
cząstek elementarnych znanego z fizyki kwantowej.
„Zniknięcie” córki z domu
zbiegło się szczęśliwie z czasem, kiedy na dobre rozpoczął się proces walki z
rakiem żony (operacje, chemia, naświetlania, terapie regenerujące organizm). Od
tej pory informacje o niej docierały okazjonalnie.
Okres ten pozwolił na złapanie
dystansu i zrozumienie jednej podstawowej kwestii: Koniec ze stresem z Jej
powodu !
Odpuściliśmy sobie troski o nią
na czas leczenia całkowicie. Tak minęły około
2 lata. Czas ten pozwolił ochłonąć i wypracować nowe spojrzenie na rzeczywistość.
W połowie 2017 roku zawitali do nas policjanci śledczy.
Okazało się, że Ewa jest wplątana w aferę wyłudzania pieniędzy „na wnuczka”.
Obszar działania grupy był szeroki, toteż dochodzenie ciągnęło się do 2018 roku. W
tym czasie, gdzieś pod koniec 2016 roku, zaszła w ciążę z owym cyganem -
”miłością jej życia” i jednym z głównych uczestników szajki. Tenże próbował najpierw pozbawić ją ciąży, a
potem „upchnąć” gdzieś w odległych rodzinach cygańskich.
W końcu, pewnego dnia,
zadzwoniła do nas z jakiegoś mieszkania w naszej miejscowości z prośbą o pomoc.
Żonie udało się zaaranżować sytuację, że wyjdzie niepostrzeżenie, gdy pilnująca
ją para cygańska oddali się gdzieś. Tym sposobem udało się ją przechwycić i
wywieźć do umówionego na prędce Domu Samotnej Matki (DSM) prowadzonego przez Siostry
Zakonne.
Niestety jej uzależnienie od
ojca dziecka było na tyle duże, że wkrótce nawiązała z nim kontakt. Tenże
próbował ją stamtąd uprowadzić, ale bezskutecznie. Wkrótce nastąpił poród i tylko
chwilowe uspokojenie sytuacji, gdyż jak na zawołanie w DSM pojawiła się jej
znajoma, o podobnych zaburzeniach, w zaawansowanej ciąży. Zgodnie z
powiedzeniem: „swój swojego zawsze znajdzie”, szybko się skumały, a tym samym upadło
przedsięwzięcie Sióstr, aby Ewa skończyła niedokończoną zawodówkę. Niebawem
została namówiona przez tamtą, aby „opuścić to głupie miejsce, gdzie bez
przerwy coś od ciebie chcą i nic nie wolno”.
Tak też się stało, wyjechała ze
swoją znajomą i zamieszkała „kątem” u niej wraz z maleńkim dzieckiem. Tam nabyła nowych doświadczeń, m.in. jak
korzystać z zasiłków opieki społecznej. Jednak wkrótce nastała zima i okazało
się, że w domu nie ma na opał, warunki są fatalne, ojciec alkoholik stwarza
trudne sytuacje, a znajoma obraca się w podejrzanych towarzystwach ćpunów, zaś
opieka chce jej odebrać niemowlę.
Ponownie nawiązała z nami
kontakt o pomoc Żonie udało się
wynegocjować jej powrót do DSM na początku 2018 r. Jednocześnie policja rozpracowała
szajkę, rozpoczęto aresztowania, a końcem wiosny zapadły wyroki. Szczęśliwie,
aresztowania zdołała uniknąć dzięki poręczeniu z DSM.
Ponowne umieszczenie Ewy w DSM
było zbawiennym posunięciem. Tam jej dziecko zostało ochrzczone, tam też
„zmiękła”, gdy dotarło do niej że jest pospolitym przestępcą i pójdzie
„siedzieć”, tam też otrzymała elementarne przeformowanie jej psychiki i pomoc
prawną. Oczywiście nie należy się łudzić, że nagle zmienił się jej charakter i
mentalność, ale to było już coś. Zapadły wyroki, dostała kilka lat.
Skutkiem pracy Sióstr nad nią
było pojawienie się żalu za zło, które wyrządziła innym w tym i nam – rodzicom,
który jakby zaczął zastępować myślenie typu „kradłam, bo dawało mi to frajdę, było
bardzo podniecające i z pewnością wkurzało starych”. Duży wpływ na nią wywarło urodzenie się
dziecka, na które zaczęła przelewać tę ukrytą gdzieś głęboko miłość i ono też stało
się jej główną podporą.
Niebawem ustalono termin
odsiadki i po połowie roku znalazła się w ZK dla matek z dzieckiem. Pierwsze miesiące pozbawienia
wolności przyniosły kolejne przemyślenia wyrażane w listach do nas. Psycholog z
ZK deklaruje pracę nad nią, jako że jej skłonności genetyczne dają znać o sobie
przez np. pociąg do tzw. mocnych mężczyzn z ZK.
Jaki będzie przebieg odsiadki i
co po zakończeniu kary, czy zmiany w psychice i przemyślenia będą trwałe, czy
skończą się jak chwilowe przebłyski normalności z wcześniejszych okresów - zobaczymy.
Nie przyjmujemy bezkrytycznie
jej przeprosin i kajania się. Wiemy, że może się to okazać nieprawdziwe. Czas
pokaże czy naprawdę będzie chciała poprawy i zapoczątkowane zmiany będą trwałe
oraz czy mocne przeżycia rzeczywiście są w stanie zmodyfikować jej model postrzegania
świata zakodowany we wczesnym dzieciństwie. W tej chwili nadal wykluczamy wspólne zamieszkanie w
przyszłości, choć jeżeli będzie starała się godnie żyć – będziemy jej pomagać.
Jako ciekawostkę dodam, że znana skądinąd, kwestia wpływu przeżyć na zmianę utrwalonych zachowań została udowodniona w ostatnich latach, a wiąże się to ze zjawiskiem genetycznej ekspresji.
Otóż, okazuje się, że geny człowieka nie są wcale zbiorem stałych, powielanych z pokolenia na pokolenie informacji jak to jeszcze do niedawna sądzono, tylko ulegają nieustannym błyskawicznym modyfikacjom zależnym od rozmaitych wpływów - począwszy od okresu prenatalnego, aż do śmierci.
Wpływy te, to nie tylko te znane nam, ujęte w syndromy FAS i RAD, ale i właśnie - elementy wychowania oraz urazy psychiczne, prześladowania szkolne, a później doznania w pracy, a także coraz bardziej dziś popularne coachingi czyli treningi osobowości. W każdym z tych wpływów niebagatelne znaczenie ma agresja słowna.
Każde z tych przeżyć może powodować uaktywnienie lub uśpienie określonych genów, które zapoczątkują lub wygaszą określone zachowania lub skłonności.
Co ciekawe, te nabyte w ten sposób zmiany w genach, są przekazywane dalej z pokolenia na pokolenie, a ekspresja zmian zależy od siły bodźców, które na nie wpłynęły. Dlatego tak trudno wywołać pozytywne zmiany u dzieci adoptowanych, ale i wielu innych zmuszonych do zmagania się ze światem.
Podsumowując, chciałbym na
podstawie naszej historii, wysnuć pewną myśl moralizatorską dla tych, którzy
stają przed wyborem: adoptować czy nie adoptować. Otóż, Opatrzność Boża
nieustannie podsuwa nam rozmaite wskazówki
i propozycje, które możemy przyjąć lub nie - z uwagi na wolną wolę każdego z
nas. Ważne abyśmy nauczyli się je odczytywać. Jedną z takich propozycji może
okazać się właśnie adopcja dziecka wynikająca z sytuacji. Możemy ją przyjąć lub
odrzucić nie czując się na siłach podołać przyszłym problemom.
Ale jeżeli mamy ją przyjąć, to
musimy wiedzieć, co przyjmujemy, z czym mamy się mierzyć i jak to robić. Wtedy
będzie łatwiej i wam i dziecku, a jeżeli do tego będziecie przekonani, że
świadomie przyjęliście od Opatrzności tę propozycję drogi życiowej, to i
łatwiej będzie zwracać się z przekonaniem do Niej o natchnienie w trudnych momentach,
które nie będą już dla was całkowitym zaskoczeniem.
Człowiek z własnej woli wybiera
jedną z dróg proponowanych przez Boga lub jak chcą niektórzy - przez los,
chociaż losowość nie ma tu nic do rzeczy. Każda z tychże dróg usiana jest
rozmaitymi niespodziankami – testami. Może czasami lepiej wybrać tę, która
wydaje się trudna, ale została częściowo odkryta i orientujemy się na jakie przewidywane przeszkody
natrafimy.
Pomocą w rozstrzygnięciu tej kwestii służyć mają w zamyśle - moja książka i kontynuujący temat blog: Adopcja niespełniona adopcjanie.blogspot.com .
Kazimierz Flak