wtorek, 8 stycznia 2019

NASZA ADOPCJA - kolejne 3 lata (2016-2018)



UWAGA: Post w blogu Adopcja niespełniona adopcjanie.blogspot.com należy traktować jako część 3 historii przy założeniu, że część 1 zawarta jest w książce, zaś część 2 to poprzedni post o tytule: Nasza adopcja – kolejne 2 lata (2014-2015).



Wprowadzone ograniczenia domowe, takie jak: dostęp tylko do swego pokoju, toalety, kuchni oraz ograniczenie zasobów żywnościowych, a także nieustanne nagabywania o zmianę jej postępowania, poskutkowało tym, że pewnego dnia Ewa opuściła dom i zaczęła pomieszkiwać w różnych miejscach. A to kątem u kogoś, gdzie miała zajmować się dzieckiem, to znowu u koleżanki wychowywanej przez babcię, a potem w jakimś mieszkaniu blokowym, gdzie zacieśniła kontakty z przestępczym środowiskiem cygańskim.  Ta „kuta na cztery nogi” banda cwaniaków, wyspecjalizowana w różnego rodzaju oszustwach dostrzegła w niej idealny obiekt do wykorzystania w swojej działalności przestępczej. Zastanawiająca rzecz, że przydzielony jej ówczesny kurator nie wykazywał większego zainteresowania jej nadzorem.
W tym czasie została przez szajkę tak zindoktrynowana, że przejęła cygański sposób bycia  i życia, zaczęła nosić się po cygańsku, a nawet bezkrytycznie wierzyć, że jej biologiczny ojciec miał pochodzenie cygańskie, co wykluczyły zainicjowane przez nas badania genetyczne przeprowadzone wiele lat wcześniej - niedługo po adopcji. Temat rzekomego cygańskiego ojca, to dość ciekawa kwestia, gdyż może się wiązać  ze zjawiskiem Telegonii.
.
Czym jest owa Telegonia ?
(Wg Wikipedii) – to teoria dziedziczenia, zgodnie z którą samce mogą wpływać nie tylko na cechy swojego genetycznego potomstwa, lecz także na cechy kolejnych potomków tej samej samicy pochodzących od innych samców.
(Wg. portalu „Moskwa – Trzeci Rzym”) – jak twierdzi dr nauk medycznych Kazarinow, podstawą tego zjawiska jest absorpcja przez drogi płciowo-rodne kobiety materiału genetycznego nasienia pierwszego mężczyzny, co prowadzi do zmiany jej dziedzicznego aparatu genetycznego. Zmiana ta jest zachowana do końca życia i przekazywana jest potomstwu. Tak więc „program” genetyczny potomków kobiety pisze mężczyzna, z którym miała ona pierwszy kontakt seksualny.                                                                                                       
Z kolei inny rosyjski naukowiec Gariajew ustalił, że cząsteczki DNA, a także komórki biologiczne są w stanie wysyłać i odbierać informację falową. W 1985 roku zaobserwowano nieznane dotychczas zjawisko. Stwierdzono, że po usunięciu ze spektrometru spermy DNA, jej fantom przechowuje się jeszcze przez 40 dni !  W żywym organizmie możliwe jest dożywotnie jego istnienie i wpływ na dziedziczność przyszłych potomków. Jest to oczywista pochodna, nadal wprawiającego naukowców w osłupienie, zjawiska splątania cząstek elementarnych znanego z fizyki kwantowej.

„Zniknięcie” córki z domu zbiegło się szczęśliwie z czasem, kiedy na dobre rozpoczął się proces walki z rakiem żony (operacje, chemia, naświetlania, terapie regenerujące organizm). Od tej pory informacje o niej docierały okazjonalnie.
Okres ten pozwolił na złapanie dystansu i zrozumienie jednej podstawowej kwestii: Koniec ze stresem z Jej powodu !
Odpuściliśmy sobie troski o nią na czas leczenia całkowicie.  Tak minęły około 2 lata. Czas ten pozwolił ochłonąć i wypracować nowe spojrzenie na rzeczywistość.
W połowie  2017 roku zawitali do nas policjanci śledczy. Okazało się, że Ewa jest wplątana w aferę wyłudzania pieniędzy „na wnuczka”. Obszar działania grupy był szeroki, toteż dochodzenie ciągnęło się do 2018 roku. W tym czasie, gdzieś pod koniec 2016 roku, zaszła w ciążę z owym cyganem - ”miłością jej życia” i jednym z głównych uczestników szajki.  Tenże próbował najpierw pozbawić ją ciąży, a potem „upchnąć” gdzieś w odległych rodzinach cygańskich.
W końcu, pewnego dnia, zadzwoniła do nas z jakiegoś mieszkania w naszej miejscowości z prośbą o pomoc. Żonie udało się zaaranżować sytuację, że wyjdzie niepostrzeżenie, gdy pilnująca ją para cygańska oddali się gdzieś. Tym sposobem udało się ją przechwycić i wywieźć do umówionego na prędce Domu Samotnej Matki (DSM) prowadzonego przez Siostry Zakonne.
Niestety jej uzależnienie od ojca dziecka było na tyle duże, że wkrótce nawiązała z nim kontakt. Tenże próbował ją stamtąd uprowadzić, ale bezskutecznie. Wkrótce nastąpił poród i tylko chwilowe uspokojenie sytuacji, gdyż jak na zawołanie w DSM pojawiła się jej znajoma, o podobnych zaburzeniach, w zaawansowanej ciąży. Zgodnie z powiedzeniem: „swój swojego zawsze znajdzie”, szybko się skumały, a tym samym upadło przedsięwzięcie Sióstr, aby Ewa skończyła niedokończoną zawodówkę. Niebawem została namówiona przez tamtą, aby „opuścić to głupie miejsce, gdzie bez przerwy coś od ciebie chcą i nic nie wolno”.
Tak też się stało, wyjechała ze swoją znajomą i zamieszkała „kątem” u niej wraz z maleńkim dzieckiem.  Tam nabyła nowych doświadczeń, m.in. jak korzystać z zasiłków opieki społecznej. Jednak wkrótce nastała zima i okazało się, że w domu nie ma na opał, warunki są fatalne, ojciec alkoholik stwarza trudne sytuacje, a znajoma obraca się w podejrzanych towarzystwach ćpunów, zaś opieka chce jej odebrać niemowlę.
Ponownie nawiązała z nami kontakt o pomoc  Żonie udało się wynegocjować jej powrót do DSM na początku 2018 r. Jednocześnie policja rozpracowała szajkę, rozpoczęto aresztowania, a końcem wiosny zapadły wyroki. Szczęśliwie, aresztowania zdołała uniknąć dzięki poręczeniu z DSM.
Ponowne umieszczenie Ewy w DSM było zbawiennym posunięciem. Tam jej dziecko zostało ochrzczone, tam też „zmiękła”, gdy dotarło do niej że jest pospolitym przestępcą i pójdzie „siedzieć”, tam też otrzymała elementarne przeformowanie jej psychiki i pomoc prawną. Oczywiście nie należy się łudzić, że nagle zmienił się jej charakter i mentalność, ale to było już coś. Zapadły wyroki, dostała kilka lat.
Skutkiem pracy Sióstr nad nią było pojawienie się żalu za zło, które wyrządziła innym w tym i nam – rodzicom, który jakby zaczął zastępować myślenie typu „kradłam, bo dawało mi to frajdę, było bardzo podniecające i z pewnością wkurzało starych”.  Duży wpływ na nią wywarło urodzenie się dziecka, na które zaczęła przelewać tę ukrytą gdzieś głęboko miłość i ono też stało się jej główną podporą.

Niebawem ustalono termin odsiadki i po połowie roku znalazła się w ZK dla matek z  dzieckiem. Pierwsze miesiące pozbawienia wolności przyniosły kolejne przemyślenia wyrażane w listach do nas. Psycholog z ZK deklaruje pracę nad nią, jako że jej skłonności genetyczne dają znać o sobie przez np. pociąg do tzw. mocnych mężczyzn z ZK.
Jaki będzie przebieg odsiadki i co po zakończeniu kary, czy zmiany w psychice i przemyślenia będą trwałe, czy skończą się jak chwilowe przebłyski normalności z wcześniejszych okresów - zobaczymy.
Nie przyjmujemy bezkrytycznie jej przeprosin i kajania się. Wiemy, że może się to okazać nieprawdziwe. Czas pokaże czy naprawdę będzie chciała poprawy i zapoczątkowane zmiany będą trwałe oraz czy mocne przeżycia rzeczywiście są w stanie zmodyfikować jej model postrzegania świata zakodowany we wczesnym dzieciństwie. W tej chwili nadal  wykluczamy wspólne zamieszkanie w przyszłości, choć jeżeli będzie starała się godnie żyć – będziemy jej pomagać.

Jako ciekawostkę dodam, że znana skądinąd, kwestia wpływu przeżyć na zmianę utrwalonych zachowań została udowodniona w ostatnich latach, a wiąże się to ze zjawiskiem genetycznej ekspresji.
Otóż, okazuje się, że geny człowieka nie są wcale zbiorem stałych, powielanych z pokolenia na pokolenie informacji jak to jeszcze do niedawna sądzono, tylko ulegają nieustannym błyskawicznym modyfikacjom zależnym od rozmaitych wpływów - począwszy od okresu prenatalnego, aż do śmierci.
Wpływy te, to nie tylko te znane nam, ujęte w syndromy FAS i RAD, ale i właśnie - elementy wychowania oraz urazy psychiczne, prześladowania szkolne, a później doznania w pracy, a także coraz bardziej dziś popularne coachingi czyli treningi osobowości. W każdym z tych wpływów niebagatelne znaczenie ma agresja słowna.
Każde z tych przeżyć może powodować uaktywnienie lub uśpienie określonych genów, które zapoczątkują lub wygaszą określone zachowania lub skłonności.
Co ciekawe, te nabyte w ten sposób zmiany w genach, są przekazywane dalej z pokolenia na pokolenie, a ekspresja zmian zależy od siły bodźców, które na nie wpłynęły. Dlatego tak trudno wywołać pozytywne zmiany u dzieci adoptowanych, ale i wielu innych zmuszonych do zmagania się ze światem.


Podsumowując, chciałbym na podstawie naszej historii, wysnuć pewną myśl moralizatorską dla tych, którzy stają przed wyborem: adoptować czy nie adoptować. Otóż, Opatrzność Boża nieustannie  podsuwa nam rozmaite wskazówki i propozycje, które możemy przyjąć lub nie - z uwagi na wolną wolę każdego z nas. Ważne abyśmy nauczyli się je odczytywać. Jedną z takich propozycji może okazać się właśnie adopcja dziecka wynikająca z sytuacji. Możemy ją przyjąć lub odrzucić nie czując się na siłach podołać przyszłym problemom.
Ale jeżeli mamy ją przyjąć, to musimy wiedzieć, co przyjmujemy, z czym mamy się mierzyć i jak to robić. Wtedy będzie łatwiej i wam i dziecku, a jeżeli do tego będziecie przekonani, że świadomie przyjęliście od Opatrzności tę propozycję drogi życiowej, to i łatwiej będzie zwracać się z przekonaniem do Niej o natchnienie w trudnych momentach, które nie będą już dla was całkowitym zaskoczeniem.

Człowiek z własnej woli wybiera jedną z dróg proponowanych przez Boga lub jak chcą niektórzy - przez los, chociaż losowość nie ma tu nic do rzeczy. Każda z tychże dróg usiana jest rozmaitymi niespodziankami – testami. Może czasami lepiej wybrać tę, która wydaje się trudna, ale została częściowo odkryta i orientujemy się na jakie przewidywane przeszkody natrafimy.

Pomocą w rozstrzygnięciu tej kwestii służyć mają w zamyśle - moja książka i kontynuujący temat blog: Adopcja niespełniona adopcjanie.blogspot.com

Kazimierz Flak